„Mam pięciu braci” Drukuj
Wpisany przez Ks. Edward Staniek   
sobota, 28 września 2013 20:33

        W przypowieści Jezusa o bogaczu i Łazarzu jest jeden szczegół pozwalający na dostrzeżenie ludzkiego odruchu w używającym życia bogaczu. Na ziemi nie dostrzegał on przymierającego głodem Łazarza, mimo że ten leżał u bram jego domu. Kiedy jednak znalazł się w otchłani i sam cierpiał z powodu wielkiego pragnienia, wspomniał sobie swoich pięciu braci, którzy żyli jeszcze na ziemi i wędrowali tą samą drogą co i on. Koniecznie chce ich przestrzec, by i oni nie dostali się na to miejsce strasznej męki. Prosi więc ojca Abrahama, by wysłał do nich Łazarza z upomnieniem.

       Abraham uważa, że skoro mają Mojżesza i proroków, czyli Pismo Święte, powinno im to wystarczyć, a jeśli do nich nie dociera słowo Boga, to wszelka interwencja zmarłych na nic się nie przyda.

       Stajemy tu wobec tajemnicy zamknięcia ludzkiego serca na wszelką mądrą argumentację. Chyba każdy człowiek z większym doświadczeniem życiowym przeżył gorycz bezradności, nie mogąc przekazać swojej mądrości innym, czasem bardzo bliskim. Gorycz tę przeżywają szczególnie rodzice nie mogąc zawrócić dzieci wędrujących drogą wiodącą ku nieszczęściu; przeżywają wychowawcy, czasem starsza siostra wobec młodszego rodzeństwa, mąż wobec żony, i odwrotnie. Taka bezradność boli i zastanawia. Do zaślepionego człowieka nic nie dociera.

       Oto młoda kobieta. Męża posłała na drugi świat ugodziwszy go nożem w pijackiej awanturze. Odsiedziała kilka lat w więzieniu i tam nauczyła się zdobywać pieniądze. Żyje obecnie opływając we wszystko, choć jej wspólnicy raz po raz wędrują za kratki. Nie interesuje ją dziecko, kilka poczętych zamordowała, rozbiła rodzinę zabierając męża żonie i dzieciom ojca. Żyje na fali osobistych porachunków. Celem całego działania jest chęć zemsty. Dopiero gdy swoich wrogów unieszkodliwi, będzie mogła cieszyć się życiem w pełni. Słuchając tego typu wyznań człowiek stoi bezradny. Ma wrażenie, jakby się spotkał z obiektem zdalnie sterowanym. Żaden argument nie trafia, kobieta jest zdeterminowana do wędrowania taką a nie inną drogą. Nie chodzi o wydawanie na nią wyroków. Straszne są jednak oczy kogoś, kto skrzywdzi jeszcze wielu, zanim sam nie zostanie zniszczony przez mocniejszego do siebie. Chrześcijanina takie rozwiązanie jednak nie interesuje, bo to nie jest żadne rozwiązanie. To jedynie powiększanie na ziemi i w otchłani liczby ludzi nieszczęśliwych. Czy wszyscy bracia bogacza w przyszłości mają się spotkać z nim na dnie piekła? Czy nie ma szans, by uratować przynajmniej jednego z nich?

       Podobne pytania nurtują również Amosa. Jakże konkretnie mówi on o bogaczach, którzy „leżą na łożach z kości słoniowej i wylegują się na dywanach /.../ fałszywie śpiewają przy dźwięku harfy /.../ piją czarami wino i najlepszymi olejkami się namaszczają”. Żaden argument do nich nie dociera. Bogactwo jest ich światem a egoizm najwyższą normą. Prorok dostrzega jedno wyjście. Utopieni w dobrobycie zostaną pozbawieni wszystkiego. „Teraz ich poprowadzą na czele wygnańców i zniknie krzykliwe grono hulaków”.

Pytanie jednak ciągle zostaje bez odpowiedzi. Czy tylko tak drastyczne środki mogą skutecznie przestawić człowieka z drogi zła na drogę dobra? Doświadczenie uczy, że nawet utrata wszystkiego nie zawsze uczy ludzi mądrości. Być może, że większość z nich zmądrzeje dopiero w otchłani, gdy dostrzeże właściwą hierarchię wartości i doświadczy potwornej męki wiecznego pragnienia. Bogacz z przypowieści Jezusa nauczył się mądrości dopiero po śmierci. Perspektywa to smutna.

        Chrześcijaninowi jednak nie wolno zrezygnować z walki o człowieka. Jeśli nie trafiają słowa, to zostaje modlitwa i ofiara. Bóg ma klucze ludzkiego serca i może się nimi posłużyć, gdy ktoś w imię prawdziwej miłości jest gotów poświęcić swoje życie dla ratowania wędrujących błędną drogą. „Dla Boga nie ma nic niemożliwego”. Zdanie to nie pozwala na bezradne opuszczenie rąk. Akcja ratowania grzeszników trwa i nie wolno z niej zrezygnować nikomu, kto razem z Chrystusem w niej uczestniczy. Bywa, że tonący sięgnie po rzucone koło ratunkowe w ostatniej sekundzie. Trud jego ratowania zostaje wówczas nagrodzony bogactwem jeszcze jednego życia. Ks. Edward Staniek