Start Artykuły VII Niedziela zwykła
VII Niedziela zwykła PDF Drukuj Email
Wpisany przez ks. Sylwester Matusiak   
sobota, 22 lutego 2014 18:35

Od wybaczania do miłości nieprzyjaciół

          Podobno miłość niejedno ma imię. I już przywykliśmy do mówienia i słuchania o miłości rodzicielskiej, o miłości narzeczonych, małżonków. Doświadczamy tych miłości prawie codziennie. Dziś Jezus przypomina  nam o jeszcze jednej ważnej miłości, często zapominaneji niechcianej, o miłości nieprzyjaciół. Słyszeliście, że powiedziano: „Będziesz miłował swego bliźniego”, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół (Mt 5,43–44). To jest jeden z nakazów Chrystusa, który szczególnie bulwersował Jego słuchaczy. O czymś takim nie wspominał żaden ze starożytnych mędrców ani filozofów. Jest to wyzwanie również dla nas. Czy są to jednak wypowiedzi realistyczne – czy trzeba, a nawet czy wolno tak postępować? Czy (…) nie burzą konkretnego ładu społecznego? – pyta Benedykt XVI w swojej książce „Jezus z Nazaretu” (s. 110). My gotowi jesteśmy uznać, że miłość nieprzyjaciół jest niemożliwa. Mówimy: „Ludzie są niezdolni do miłości, więc nie będę nadstawiać drugiego policzka! Nie pozwolę się maltretować i poniżać!”. Ale czy o to właśnie chodzi Jezusowi?

        W starożytnym Babilonie król Hammurabi (1700 lat przed Chrystusem) w kodeksie prawa bardzo mocno podkreślił sprawiedliwość. Dlatego w Starym Testamencie znalazła się zasada „oko za oko, ząb za ząb” (Kpł 24,20), która – jak na tamte czasy – była wyrazem sprawiedliwości. Śp. ks. Jan Twardowski komentuje: Pan Jezus pomija i odsuwa prawo Hammurabiego. Głosi nowe: nienawiść zwyciężaj miłością. Prawo wciąż dla nas za trudne i stale musimy do niego dorastać („W świetle Ewangelii”, Poznań 2005, s. 36).

          Ta trudna miłość nieprzyjaciół zaczyna się od zdolności i gotowości do przebaczania. Każdy z nas (być może niejeden raz) został obrażony, oszukany, albo skrzywdzony. Pamiętamy być może, że w takich chwilach chciałoby się oddać z nawiązką. Bardzo szybko gotowi jesteśmy do złośliwości, surowych i niesprawiedliwych osądów, zamykamy się w skorupie milczenia i obrazy.

          Tymczasem Jezus sprzeciwia się niewłaściwemu reagowaniu na zło. Maluje przed naszymi oczyma dobroć Boga Ojca i zachęca, byśmy stawali się do Niego podobni. Bądźcie doskonali, jak doskonały jest Ojciec nasz niebieski (Mt 5,48). Zobaczcie, że Jego słońce świeci dla dobrych i złych, i Jego deszcz pada dla wszystkich ludzi, bez względu na to, czy ich lubicie, czy nie! Dlaczego więc słońce waszej życzliwości tak szybko chowa się za chmurami nieporozumień i konfliktów? Dlaczego deszcz waszej dobroci zrasza tylko serca tych, z którymi dobrze żyjecie, a omija tych, z którymi wam się nie układa? Jezus przestrzega nas, byśmy nie ulegali odruchom zranionej dumy. To bowiem sprawia, że niechęć i uprzedzenia rosną i przemieniają się w ślepą nienawiść, żądzę odwetu i zemsty.

       O wiele trudniej, ale też o wiele pożyteczniej, jest pójść w drugą stronę, w kierunku pojednania i przebaczenia. Wtedy nadstawienie drugiego policzka i miłość nieprzyjaciół oznaczają, że pomimo doznanych krzywd nie mszczę się na drugim człowieku, nie odpłacam zgodnie z zasadą: „oko za oko, ząb za ząb”, ale np. modlę się za krzywdziciela, o jego nawrócenie, o jego zbawienie, o przebaczenie mu grzechów. Czy nie tak właśnie zachował się Jezus, umierając na krzyżu? Czy wśród Jego siedmiu ostatnich słów nie było i tej prośby: Ojcze przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią (Łk 23,34)? Czy nie dlatego również w modlitwie, której nas nauczył, jest wołanie o odpuszczenie naszych grzechów, „tak jak my odpuszczamy” tym, którzy wobec nas zawinili? Czy nie jest to codzienna szkoła miłości nieprzyjaciół?