Oczekiwanie Drukuj
Wpisany przez Ks. Proboszcz   
sobota, 29 listopada 2014 17:27

Wierny ogrodnik

We Włoszech, gdzieś tam za siódmą górą i rzeką, znajdowała się jedna z letnich rezydencji pewnego możnego rodu. Posiadłością opiekował się tylko jeden człowiek: stary ogrodnik. Jakiś turysta przypadkiem natrafił na to miejsce.
– Jak długo pan tu już jest? – zapytał staruszka.
– 24 lata – odpowiedział ogrodnik.
– Kiedy państwo ostatni raz odwiedzili ten dom?
– Gdzieś przed 12 laty – odrzekł ogrodnik – jestem prawie zawsze sam, rzadko kiedy ktoś tutaj zabłądzi!
– Ale pan ma tak pięknie zadbany ogród, wszędzie taki wzorowy porządek, że państwo mogliby już jutro tutaj przybyć – zauważył z podziwem turysta.
– Dzisiaj, proszę pana, dzisiaj – uśmiechnął się ogrodnik (Kazimierz Wójtowicz, Alikwoty, Wrocław 1993).


Co oznacza adwentowe czuwanie?

Opowiadanie to doskonale obrazuje prawdę, o której mówi nam dzisiejsza liturgia słowa: oczekiwanie. Rozpoczynamy Adwent. Słyszymy w Ewangelii wezwanie: Uważajcie i czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy czas ten nadejdzie. To wezwanie „czuwajcie” usłyszymy w czasie adwentu niejednokrotnie. Ale co ma w naszym przypadku oznaczać owo czuwanie? Adwentowe czuwanie ma podwójny wymiar. Jeden z nich to przygotowanie na liturgiczne wspomnienie historycznego przyjścia na świat Syna Bożego – Jezusa. Przypominając sobie ten czas, słuchamy w liturgii tekstów Starego Testamentu, rozbrzmiewających ogromną tęsknotą za przyjściem zapowiedzianego Mesjasza. Naród, któremu było źle, wołał do Boga. Przyjście zapowiedzianego Mesjasza miało przynieść wybawienie. Żydowska mądrość mówiła, że każdy Żyd czeka codziennie na dwie rzeczy: na pocztę i na Mesjasza. To było oczekiwanie codzienne, natarczywe, wypełnione tęsknotą. Żydzi mieli świadomość własnych grzechów. Ale właśnie dlatego tak czekali na ratunek. Dlatego wołali tak, jak to pięknie wyraził prorok Izajasz: Obyś rozdarł niebiosa i zstąpił, przed Tobą skłębiły się góry. Takim gorącym oczekiwaniem mają tętnić w czasie Adwentu nasze serca. Mamy oczekiwać, wzywać i tęsknić do Tego, który przychodzi, by wyzwolić nas od grzechu. Najpiękniejsze adwentowe nabożeństwo – roraty – swoją nazwę wzięło od łacińskiej antyfony rorate caeli desuper, et nubes pluant justum, co tłumaczymy w polskim śpiewie: niebiosa, rosę ślijcie nam z góry, niech serca nawiedzi Zbawca nasz.
Nasze oczekiwanie jest nieco inne, niż Żydów, bo wiemy, że Zbawca już przyszedł, wyzwolił nas od grzechów, a czas Adwentu jest czasem odświeżania naszej pamięci i przygotowania na liturgiczny obchód tej wielkiej tajemnicy. Nie ma w oczekiwaniu elementu niepewności, ale powinno być równie tęskne i niecierpliwe. Mamy czekać nie tylko na choinkę, prezenty, wigilijny stół. Przede wszystkim mamy czekać na narodzenie się na nowo w naszych sercach Bożej łaski, Bożej miłości, rozlewającej się od betlejemskiego żłóbka. Nasze oczekiwanie ma przypominać tęsknotę ucznia jednego z pustelników, który bardzo chciał oglądać Boga. Mistrz, chcąc mu dać lekcję poglądową, zaprowadził go nad rzekę, zanurzył mu głowę pod wodą i tak długo trzymał, aż uczeń zaczął się dusić z braku powietrza. Kiedy doszedł do siebie, mistrz powiedział: „Jeśli twoja tęsknota za Bogiem będzie tak wielka i tak żarliwa, jak pragnienie powietrza w owej chwili, to wówczas twoje oczy będą oglądały Boga”. Jaka jest nasza tęsknota? Czy pragniemy Boga aż tak? To ważne pytanie, bo oprócz oczekiwania na liturgiczne święto narodzenia Zbawiciela, Adwent ma jeszcze jedno znaczenie, ogromnie ważne. Adwent jest też oczekiwaniem na powtórne przyjście na świat Chrystusa: wtedy, kiedy przyjdzie sądzić żywych i umarłych. To także czas przygotowania na nasz osobisty „koniec świata”: na śmierć, kiedy Bóg przyjdzie, by nas odwołać do siebie. Czy jesteśmy na tyle gotowi, by na pytanie, kiedy Pan może przyjść, móc odpowiedzieć jak ów ogrodnik: „Dzisiaj”? Czy możemy powtórzyć za Izajaszem wołanie: Obyś rozdarł niebiosa i zstąpił?