Głos wskazujący obecność Boga Drukuj
Wpisany przez Ks. Proboszcz   
sobota, 13 grudnia 2014 19:20

Jak cię widzą, tak cię piszą… Wszyscy znamy to powiedzenie. I chyba wszyscy jesteśmy mu trochę podporządkowani. Staramy się dobrze wyglądać, stosownie ubierać, dbamy o dom, ogród, warsztat pracy, o porządek, chyba również ze względu na ludzkie oczy. Co ludzie powiedzą, co pomyślą sąsiedzi, rodzina, goście? W dzisiejszej Ewangelii słyszymy o człowieku, którego trudno byłoby zaszeregować według tej kategorii. Żył na pustyni, na odludziu. Nie ubierał się ani modnie, ani nawet standardowo. Jego ubraniem była skóra wielbłąda. Żywił się tym, co na pustkowiu było mu dostępne: leśnym miodem i szarańczą. Jego zajęciem były kazania pokutne i udzielanie chrztu na znak nawrócenia. Cały jego styl życia i postępowania budził niepokój w sercach i prowokował do myślenia i stawiania pytań. Dlatego ze stolicy i całego kraju przychodzili do niego ludzie i zadawali pytania: „Kim ty jesteś?”; „O co ci chodzi?”; „Co chcesz nam powiedzieć?”. Jan Chrzciciel chętnie na te pytania odpowiadał: „Ja nie jestem Mesjaszem. Nie jestem Eliaszem. Nie jestem nawet prorokiem. Jestem tylko głosem”. Ale co mówi, jeśli jest głosem? Jan najpierw odwołuje się do proroka Izajasza i powtarza jego słowa: Prostujcie drogę Panu! Ale głos Jana jest czymś więcej niż tylko powtórzeniem głosu proroka sprzed wieków. Jan mówi swoim współczesnym coś bardzo ważnego. Pan, na którego czekacie, któremu trzeba przygotować drogę, tak naprawdę już przyszedł! Pośród was stoi Ten, którego wy nie znacie! Nie znacie Go… – ta bolesna prawda Janowych słów miała się w tragiczny sposób ukazać w odrzuceniu Jezusa i skazaniu Go na śmierć krzyżową. Przyszedł do swojej własności, ale swoi Go nie przyjęli. Nie rozpoznali Go, gdy narodził się w Betlejem. Nie było dla Niego miejsca. Nie rozpoznali Go, gdy nauczał w synagogach, gdy uzdrawiał we wsiach i miastach. Nie rozpoznali w Jezusie swojego Boga, który przyszedł do nich, do swojego domu. A przecież wszyscy czekali na Niego! Na ile my, chrześcijanie XXI wieku, jesteśmy inni? Czy nie jesteśmy ślepi i głusi jak ludzie w czasach Jana? Czy nie jesteśmy, jak faryzeusze i uczeni w Piśmie, przywiązani do naszych wyobrażeń o Bogu do tego stopnia, że nie zauważamy Jego obecności? Człowiek wyszeptał: „Boże, przemów do mnie”. I oto słowik zaśpiewał. Ale człowiek tego nie usłyszał, więc krzyknął: „Boże, przemów do mnie!”. Błyskawica rozświetliła niebo. Ale człowiek tego nie dostrzegał. Rzekł: „Boże, pozwól mi siebie zobaczyć”. I oto gwiazda zamigotała jaśniej na niebie. Ale człowiek jej nie zauważył, więc zawołał: „Boże, zrób jakiś cud“. I oto urodziło się dziecko. Ale człowiek tego nie spostrzegł. Płacząc w rozpaczy, powiedział: „Dotknij mnie, Boże, niech wiem, że tu jesteś“. I oto motyl usiadł człowiekowi na ramieniu. Ale człowiek spłoszył motyla ze swego ramienia i poszedł dalej zasmucony. Przeżywamy Adwent jako czas oczekiwania na przyjście Jezusa. Ale Adwent to również czas odkrywania Jego ukrytej obecności pośród nas, w Kościele i świecie. Tak jak Jan kiedyś, tak dziś my, chrześcijanie, jesteśmy głosem wołającym na pustyni. Głosem, który wskazuje i przypomina Jezusa. Jak kiedyś Jan nad Jordanem, tak dziś my winniśmy być znakiem i głosem przypominającym, że zbawienie jest już blisko, że jest pośród nas. W świecie, w którym obojętność religijna sprawia, że wielu współczesnych ludzi żyje dziś tak, jak gdyby Bóg nie istniał, albo zadowala się mglistą religijnością (św. Jan Paweł II, TMA 36) chrześcijanin powinien rzucać się w oczy i prowokować do myślenia nie tyle ubiorem, czy sposobem odżywiania (jak Jan na pustyni), ale przede wszystkim stylem życia. Powinien zdumiewać nie tylko niewierzących, ale i tych, co mówią, że wierzą, ale odeszli od prawdy Ewangelii. Chrześcijanin to ten, kto odpowiada miłością na nienawiść, na cierpienie patrzy nie jak na nieszczęście, ale jak na zadanie do wykonania i ze spokojem myśli o śmierci jak o spotkaniu z Bogiem. Niedobrze, jeśli chrześcijanin przestaje zdumiewać (ks. Jan Twardowski).