Wszyscy Cię szukają! Drukuj
Wpisany przez Ks. Proboszcz   
sobota, 07 lutego 2015 19:02

Zobaczyć cierpienie z bliska... Poszedłem kiedyś z grupą młodzieży do domu opieki dla dzieci kalekich. Dziewczęta i chłopcy wiedzieli, dokąd idą i chcieli tam pójść. Dla większości był to jednak wstrząs. Co innego o cierpieniu słyszeć, a co innego zobaczyć je z bliska.  Kiedyś złożył wizytę ludziom cierpiącym Adam Chmielowski. Krakowski artysta z przyjaciółmi znudzonymi nieco karnawałowym balem. Odwiedzili przytułek dla bezdomnych zwany „ogrzewalnią”. Tej nocy „umarł” Adam Chmielowski, a narodził się brat Albert. Zobaczyć cierpienie z bliska...   A zostać dotkniętym cierpieniem? Jak świat światem – tak problem cierpienia drąży ludzi wszystkich epok. Czytamy dziś we Mszy fragment Księgi Hioba napisanej kilka wieków przed Chrystusem. Ani jedno zdanie tej Księgi nie straciło swej aktualności.  Cierpienie jest zagrożeniem najgłębszych warstw ludzkiej istoty. Ból fizyczny powoduje cierpienie ducha. Cielesne kalectwo potrafi okaleczyć także duszę. Nazbyt wielkie cierpienie może unicestwić nadzieję, odebrać wiarę, zniweczyć poczucie jakiegokolwiek sensu istnienia. Jako ksiądz nieraz spotykałem się z tym właśnie powodem utraty wiary: nie rozwiązany problem cierpienia. Dzisiejszy fragment Ewangelii dotykając problemu ludzkiego cierpienia, wiąże je z tajemniczą postacią „złych duchów”. Jest to zaledwie cząstka odpowiedzi na pytanie o cierpienie. Wskazanie szatana jako przyczyny zła robi wrażenie przesunięcia problemu, ale przecież już coś mówi. To mianowicie, że zło moralne prędzej czy później, w ten czy inny (najczęściej nieobliczalny) sposób rodzi cierpienie. To tylko cząstka odpowiedzi. A Jezus? Jaką dał odpowiedź na nękające pytanie? Nie znajdziemy w Ewangelii prób teoretycznego rozwiązywania problemu cierpienia. Nawet słowa: „Kto chce iść za mną, niech weźmie swój krzyż i niech mnie naśladuje” (Mt 16, 24) nie są częścią traktatu o cierpieniu, lecz wyrazem postawy samego Jezusa wobec cierpienia. Bo tym jest Ewangelia: zmaganiem się z cierpieniem. Od płaczu Niemowlęcia w Betlejem, po wołanie z krzyża „Boże mój, czemuś mnie opuścił”. „Złe duchy... wiedziały, kim On jest” – powiada Ewangelista. A kim On jest? Staje pośrodku odwiecznej walki zła przeciw dobru. Zło ma wiele twarzy: zło moralne zwane grzechem, zło fizyczne zwane cierpieniem, zło biologiczne zwane bólem, zło psychiczne zwane zmartwieniem, zło duchowe zwane rozpaczą. Niepełna i umowna to lista. Z tym wielorakim, wielogłowym (jak hydra) złem zmagać się musi dobro. To właśnie czynił Jezus. Jego portret odmalowany na kartach Ewangelii to obraz człowieka (więcej niż człowieka) bezgranicznie dobrego. „Złe duchy... wiedziały, kim On jest”. Wiedziały, że to ich największy wróg. Bo dobro było w Nim wszystkim. Dlatego chrześcijanin, gdy staje wobec problemu cierpienia (a więc wobec problemu zła) nie może pominąć postaci Jezusa. Bez Niego, bez Jego śmierci i zmartwychwstania, nie sposób rozwiązać ten dramatyczny problem.  „Pójdźmy i gdzie indziej” – mówi Jezus. Ewangelia miłosierdzia wobec cierpiących jeszcze nie wszędzie dotarła. Wtedy – i dziś. Dziś także całe obszary ludzkiej egzystencji są „wyjęte” spod błogosławionego wpływu Jezusa i jego Ewangelii. Czy to popatrzeć na całe połacie kontynentów dotkniętych głodem i skrajną biedą. Czy to popatrzeć na wrogość (a co najmniej obojętność) wobec ludzi dotkniętych niektórymi szczególnymi chorobami. Czy popatrzeć na milionowe rzesze narkomanów, których takimi uczynili jedni – a pogardzają drudzy. Czy popatrzeć na nie brane pod uwagę prawa dzieci... Tych, którzy by z Jezusem poszli „i gdzie indziej”, aby nieść Ewangelię miłosierdzia, ciągle mało. Bo nie jest to Ewangelia słów – ale czynów. Jej program krótko streścił dziś apostoł Paweł, pisząc: „Dla słabych stałem się jak słaby...” . Właśnie tego potrzeba: pójść tam, gdzie cierpienie.