Nieudany połów Ewangelia przedstawia nam dziś typową sytuację bezowocności ludzkich starań. Uczniowie pracowali na jeziorze całą noc, ale nie udało im się niczego złowić. Widzimy więc z jednej strony wielki trud pracujących, a z drugiej strony – ich całkowitą porażkę i głębokie rozczarowanie. „Niczego, zupełnie niczego nie złowiliśmy” – mówi Szymon.
Bezowocność ludzkich starań Podobne sytuacje nie są nam obce. Doświadczamy ich w wielu innych wymiarach życia. Możemy sobie wyobrazić uczucie człowieka, który całą noc pracował na komputerze, finalizując swoją pracę magisterską, a następnego dnia odkrył, że twardy dysk przestał działać. Cały wysiłek zniweczony w ciągu krótkiej chwili. Albo wyobrażamy sobie kogoś, kto poszukuje pracy. Wysyła swoje CV, chodzi na rozmowy, dzwoni, ale bez rezultatów. Możemy odnieść tę sytuację do porażki wychowawczej. Dość często słyszymy głosy rodziców czy dziadków: „Chcieliśmy przekazać nasze najlepsze wartości, staraliśmy się wychować najlepiej jak potrafimy, a jednak nasze dziecko zeszło na życiowe manowce…”.
Ingerencja Jezusa w ludzkie życie Nieudany połów znalazł nieoczekiwany ciąg dalszy. Szymon i Andrzej dali swoje łodzie do dyspozycji Jezusa, aby mógł On głosić słowo Boże. Gdy zachęceni przez Jezusa jeszcze raz wypłynęli na głębię, ich sieci wypełniły się rybami. Można uznać, że Jezus odpłacił im za wcześniejszą przysługę. Tymczasem stało się coś zaskakującego. Rybacy zaprzestali swojej działalności zarobkowej i poszli za Jezusem.
Skuteczność Bożego słowa Najgłębszy sens dzisiejszej sceny cudownego połowu ryb odnosi się zatem do skuteczności Bożego słowa. Niekiedy możemy zaobserwować, że staramy się świadczyć o Chrystusie, ale wydaje się, że nasze trudy nie przynoszą oczekiwanych owoców. Kazania, katechezy, liturgia, biblijne spotkania – w naszych kościołach i parafiach dzieje się dość wiele dla umacniania wiary. Także każdy z nas stara się na co dzień – na ile potrafi – dzielić się swoim doświadczeniem spotkania z Panem Bogiem, ale mimo tych starań rodzi się wrażenie, że wiara w Chrystusa zamiera dziś w ludzkich sercach.
Wątpliwości Dlaczego tak jest? Dlaczego ewangeliczne orędzie nie rozszerza się w takim tempie, jak na początku chrześcijaństwa? Dlaczego nasze chrześcijańskie życie nie promieniuje na innych i nie przyciąga ich z taką siłą, jak dawniej?
Łowcy ludzi Podobne pytania stawia sobie i innym papież emeryt Benedykt XVI. W przemówieniu do wybranej grupy teologów z Międzynarodowej Komisji Teologicznej pytał on wprost: „Czy chrześcijaństwo jest religią prostaczków, ludzi niewykształconych? Czy wiara wygasa tam, gdzie budzi się rozum?”. A jego odpowiedź była jasna: „Nie jest tak do końca, jeśli popatrzymy na historię”. Papież wymienił właśnie pierwszych uczniów Jezusa, którzy byli prostymi rybakami, ale po spotkaniu z Chrystusem stali się autentycznymi łowcami ludzi. Potrafili oni słowem i czynem głosić Ewangelię i docierać do wszystkich, bez względu na ich pochodzenie, talenty czy wykształcenie.
Istota chrześcijaństwa Wiele powodów można by podać, dlaczego orędzie Jezusa w ostatnich latach napotyka na widoczny opór. Jedną z przyczyn jest postrzeganie chrześcijaństwa jako zbioru poleceń i zakazów. Tymczasem istotą wiary jest pełne miłości i zaufania spotkanie z Jezusem Chrystusem. Owocność naszego „poławiania ludzi” zależy od tego, czy sami spotykamy Chrystusa.
Wyznanie własnej małości Scena powołania pierwszych uczniów Jezusa ma dla nas głębokie znaczenie. Uczy nas cierpliwości, wytrwałości i zaufania Bogu. Czasami może się wydawać, że głoszenie Ewangelii przerasta nasze siły. Jednak gdyby Ewangelia nie przerastała naszych sił, nie byłaby Ewangelią. Nieskończoność jej wezwań wskazuje na nieskończoność Boga, ale także na ludzkie możliwości. A nam pozostaje pokorne Szymonowe wołanie: Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny (Łk 5,8). Jesteśmy dopiero na początku drogi prowadzącej do tego, aby stać się w pełni „dziećmi Najwyższego”.